Historia firmy do dziś jest swego rodzaju zagadką. Działa w XIX wieku. Jej właścicielem i prawdopodobnie założycielem był Johann Gottieb. Później firma należała do Bernarda Hadank. Fabryka wyróżniała się fantazją w tworzeniu tarcz. Produkowała tarcze metalowe, z kamienia czy drewna obijanego blachą. Ciekawą konstrukcję uzupełniały tuleje mocowane do szkieletu zegara, a nie montowane w płytach. Mechanizm bicia godzin był mocowany ponad mechanizmami chodu i bicia kwadransów. Wszystkie były ułożone poziomo. W tarczach pojawiały się czasami rozety umożliwiające kontrolę pozycji wskazówek. Właśnie taką kamienną tarczę zegara firmy Hadank & Sohn z Hoyerswerdy znaleziono na strychu niemczańskiego ratusza.
- To wyjątkowa rzadkość, wykonana z kamienia leżała na strychu w ratuszu. Po konserwacji wstępnie wykonaliśmy rekonstrukcję cyferek i wskazówek, oraz mechanizmu, który działa. Jak będą środki postaramy się o mosiężne cyfry i wskazówki zgodne z nadesłanymi wzorami. Te dostosowane są do mechanizmu tak, żeby chodziły – mówi prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Niemczy, Renata Kukuła.
Nie wszyscy wierzyli jednak, że zegar znów zacznie odmierzać czas.
- Wszyscy pukali się w głowę jak powiedziałam, że chcę żeby chodził no i udało się. Znalazłam konstruktora z Dzierżoniowa. To nie był przypadek. Pan Zdzisław Kaszta inżynier, który pracował w NASA USA. Nie miał z tym problemu. Widać tak miało być. Poza tym kamienne tarcze już nie wracają na odrestaurowane zegary wieżowe. Ze względu na erozję zostają w muzeach i ta zostanie mam nadzieję w NOK – mówi Renata Kukuła.
Największy rozwój fabryki to lata 50, 60, i 70 XIX wieku. Dziś w Hoyerwerdzie nie ma już żadnego śladu po fabryce. Informacji na temat jej działalności również jest niewiele. Zostały jednak zegary. Wyprodukowane przez znaną kiedyś fabrykę, znajdują się m.in. w kościele w Wolsztynie, a teraz odnalezione w Niemczy.
Foto: użyczone, Niemczański Ośrodek Kultury