Marcin Kozłowski już jako mały chłopiec słuchał opowieści swojego wujka, który opowiadał mu gdzie zakopane jest działo z czasów drugiej wojny światowej. Kozłowski przyznaje, że poszukiwaniem głuszyckich skarbów zajmuje się od dawna, jednak dopiero teraz, dzięki wsparciu sponsorów, podobnie jak on, należących do Fundacji Poszukiwań Historycznych, pojawi się okazja do odkopania znaleziska.
– Informacje mam od wujka, który opowiadał mi o tej armacie już kiedy miałem 6 lat – mówi odkrywca Marcin Kozłowski – To wyjątkowa dla mnie osoba jest to brak bliźniak mojej mamy, który się urodził tutaj w 1944 roku, jest to jedyna osoba, która urodziła się tutaj w czasach II wojny światowej i miała metrykę niemiecką.
Po uzyskaniu zgody, miejsce zostało zbadane za pomocą specjalistycznego sprzętu. Jak opowiadał Kozłowski, w tym celu posłużono się magnetometrem. Badania wykazały, że pod ziemią znajduje się metalowy obiekt o wymiarach 4 x 1.5 metra.
– Jestem naocznym świadkiem tego eksponatu, który stał przy rzece, na wysokość płotu, w środkowej części boiska w Głuszycy. Mieszkając przy ul. Kolejowej, wracając ze szkoły na skróty do domu, widziałem tę armatę każdego dnia. Pamiętam jej szczegóły i to jak bawiliśmy się z kolegami siadając na tej armacie -mówi wujek odkrywcy, Piotr Koczerzuk.
0510 armata-130510 armata-150510 armata-10
Armata nie jest jedynym celem odkrywcy, gdy tylko uda się ją odkopać, Marcin Kozłowski chce ujawnić jeszcze jedno znalezisko, o którym opowiedział mu wujek – podziemną halę.
– Jeszcze jako chłopiec, miałem trzech kolegów, często chodziliśmy razem do lasu, także podczas wakacji. W czasie jednej z naszych eskapad zauważyłem w lesie studzienkę, z której wystawały dwa pręty i mimo że było to przysypane stwierdziłem, że to może być jakieś podziemne zejście. Postanowiliśmy to sprawdzić. Następnego dnia spotkaliśmy się znowu, kupiliśmy sznur i wzięliśmy latarki. Jeden z moich kolegów zszedł po sznurku jako pierwszy, był najodważniejszy, zaczął odgarniać ręką ziemię i zobaczyliśmy wielką halę wymurowaną czerwoną cegłą. Każdy z nas do tej hali wskoczył, była pusta. Hala mogła być na 2,3 piętra wysoka, miała może około 15 x 8 metrów. Przy ścianach były płyty, to jest ta sama technologia odwadniania, którą widzę w sztolniach, które można zwiedzać – mówi wujek odkrywcy, Piotr Koczerzuk.
Marcin Kozłowski twierdzi, że cała dokumentacja potrzeba do wykopania znaleziska, została już skompletowana.
– Jest już wszystko, teraz muszę tylko dostarczyć konserwatorowi zabytków dokładną lokalizację i poinformować w którym miejscu będę kopał, zgody zostały już wydane – informuje Kozłowski.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem prace ruszą na przełomie maja i czerwca.