Przebieg II wojny światowej zmienia się. Rosjanie zaczynają zagrażać Niemcom, a ci w popłochu wywożą wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Zalesione i górzyste tereny Wałbrzycha okazują się być idealnym miejscem na ukrycie wartościowych przedmiotów - tu nie spadają alianckie bomby, a oddalone od dużych miast Rzeszy i głównych arterii komunikacyjnych pozwalają na bezpieczne składowanie cennego ładunku.
O wrocławskim złocie krążą legendy. To temat, do którego wciąż wraca się na Dolnym Śląsku. Początek legendy zaczyna się pod koniec stycznia 1945 roku, przed zamknięciem pierścienia oblężenia Wrocławia. Wówczas na polecenie Karla Hankego, gauleitera Wrocławia, mieszkańcy mieli zdeponować swoje oszczędności i cenne przedmioty w prezydium miejskiej policji.
Nocą, drogocenny ładunek miał wyruszyć w stronę Wałbrzycha... Niestety, na potwierdzenie tej akcji, nie ma żadnych dokumentów. Nie zachowały się żadne zaświadczenia, a takowe wystawione przez policję, powinny trafić do właścicieli depozytów.
Tadeusz Słowikowski i jego znalezisko. Tak mogły wyglądać skrzynie, w których Niemcy składali depozyty
Badacze twierdzą też, że informacje przekazywane od naocznych świadków pochodziły z drugiej ręki, co nie zmienia faktu, że większość wartościowych przedmiotów zrabowanych przez Niemców i złoto...zniknęło.
O wrocławskim złocie podczas zeznań mówił też Herbert Klose, który w czasie wojny służył we wrocławskiej policji. Przesłuchiwany twierdził, że pod koniec 1944 roku, był członkiem zespołu SS, który na zlecenie Berlina szukał bezpiecznego miejsca do ukrycia zdeponowanych we Wrocławiu przedmiotów i kosztowności. Złamana noga, nie pozwoliła mu uczestniczyć w transporcie, ale to właśnie Klose miał wskazać docelową lokalizację skarbu, ale co ciekawe zamiast Wałbrzycha, wspomina okolice Złotoryi.
Herbert Klose, Kadr z reportażu "Kim jesteś kapitanie?"
W latach 80 Służba Bezpieczeństwa na podstawie posiadanych informacji, przystąpiła do poszukiwania wrocławskiego złota. W ciągu dwóch lat przeszukano jedenaście miejsc – w żadnym nie znaleziono skarbu.
Nie oznacza to, że legenda Złotego Pociągu, nie jest prawdziwa, bo przecież, w każdej jest ziarno prawdy... Z pewnością warto zwrócić uwagę na sprawę dzieł sztuki, które podczas bombardowań alianckich, berlińscy muzealnicy zdecydowali przenieść na Dolny Śląsk, głównie do muzeum we Wrocławiu. Tak oto wraz ze zbiorami państwowymi na Dolny Śląsk (bogaty we własne zbiory), trafiło też ok. 40 prywatnych kolekcji dzieł sztuki.
Na przełomie 1944 i 1945 roku właśnie przez Wrocław biegł kanał przerzutowy dzieł sztuki zrabowanych na Wschodzie. Centralny magazyn, w którym trzymano tego typu łupy znajdował się w Pruszkowie. Stamtąd transporty szły bezpośrednio do Wrocławia, a następnie większość arcydzieł wywożona była do Bawarii, gdzie pozostały do końca wojny. Przed wkroczeniem Rosjan, Niemcy zdążyli jeszcze wyczyścić wrocławskie galerie i muzea.
Część obrazów wywiezionych z Wrocławia odnaleziono w kolekcji Corneliusa Gurlitta, syna historyka sztuki i zaufanego człowieka Hitlera, Hildebranda Gurlitta. Ten kontrowersyjny kolekcjoner odziedziczył po ojcu cenną kolekcję sztuki zawierającą obrazy zrabowane przez III Rzeszę. Mężczyzna przechowywał w swoim domu ponad 1200 dzieł sztuki, które po swojej śmierci, na mocy testamentu przekazał muzeum w Berlinie.
Jednak nie wszystkie arcydzieła naziści zdążyli wywieźć z Dolnego Śląska. Rosjanie odnaleźli ponad 100 miejsc, w których ukryte były niemieckie i zrabowane dzieła sztuki. Część z pozostawionych przez nazistów dzieł została zrabowana przez nieznanych sprawców i ślad po nich zaginął. Tak było w przypadku słynnego „Portretu Młodzieńca” Rafaela.
Pozostaje jeszcze pytanie dlaczego Złoty Pociąg, miał wyjechać właśnie w kierunku Wałbrzycha, a nie w głąb Rzeszy? Odpowiedź wydaje się być prosta. Ostatnie tygodnie wojny były ciężkim okresem dla Niemców. Głównym zadaniem Wehrmachtu było wówczas spowolnienie marszu Armii Czerwonej na zachód. Bez względu na sytuację jednoznaczne były też rozkazy – rozstrzelać każdego oficera, który próbowałby ratować swoich ludzi lub podjął decyzję o odwrocie.
Rosjanie tymczasem dostali rozkaz zajęcia Berlina najpóźniej do 15 lutego. Niemcy z kolei w spowolnieniu rosyjskiej ofensywy dostrzegali okazję do kontrataku. Plan zakładał oskrzydlające uderzenie na południe od Wrocławia w kierunku Raciborza, odbicie Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, a może nawet przedarcie się na tyły wojsk radzieckich napierających na zachód. Wehrmacht zaczął więc gromadzić siły w Sudetach. Doszło do akcji zbrojnych, a podczas działań w Lubaniu Rosjanie stracili ok. 34 tysięcy żołnierzy.
W tym samym czasie z miejsc zagrożonych przez Rosjan, wśród spadających alianckich bomb, Niemcy wywozili wszystko co miało wartość. Okolice Wałbrzycha – górzyste i zalesione, okazały się idealnym miejscem na ukrycie cennego ładunku, a pociąg z Wrocławia do Wałbrzycha mógł dojechać w niecałe dwie godziny. To dawało szansę na zabezpieczenie ładunku lub przeładowanie go na ciężarówki.
W tym samym niemalże czasie w Górach Sowich rozpoczęła się budowa Riese – kompleksu podziemnych tuneli i korytarzy niewiadomego do dziś przeznaczenia.