Czy Niemcy pod koniec II wojny światowej chowali w podziemiach Gór Sowich cenne dobra? A może w budowanych w ramach przedsięwzięcia „Riese” halach nadal spoczywają jakieś ukryte ponad 70 lat temu depozyty? Czy taka sytuacja jest w ogóle możliwa? W obliczu wydarzeń związanych z gorączką poszukiwań „złotego pociągu”, pytania te są jak najbardziej na czasie. Czy są zasadne? To już inna kwestia.
W bogatym piśmiennictwie poświęconym tajemnicom Gór Sowich, kwestie ukrytych w podziemiach skarbów były dotąd raczej sporadycznie poruszane. Tym, co od lat zaprzątało uwagę badaczy „Riese”, było jego przeznaczenie oraz poszukiwania zaginionej dokumentacji. Szukano też, jak dotąd bezskutecznie, zamaskowanych przez wycofujących się Niemców fragmentów podziemi. W regule tej, jak to bywa, znalazł się pewien wyjątek. Stanowiła go historia o depozycie ukrytym w podziemiach kompleksu na górze Gontowa w Sokolcu. Mowa o sztolni nr 3 , zwanej również „trójką”.
Początki prasowej egzystencji tej historii sięgają 6 lipca 1991 roku. Tego dnia na łamach „Słowa Polskiego” ukazała się trzecia część reportażu pt. „Co kryją ludwikowickie podziemia” autorstwa Iwony Kłossowskiej oraz Jackiego Kalarusa (obecnie prowadzącego schronisko Sowa na Wielkiej Sowie). To właśnie z niej czytelnicy mogli się dowiedzieć o historii komendanta Grabowskiego. Jak opisali to dolnośląscy dziennikarze, Grabowski miał po przybyciu tuż po zakończeniu wojny w rejon Gór Sowich poddać przesłuchaniu kilku Niemców podejrzanych o udział w ludobójstwie. Jednym z nich był miejscowy inżynier o nazwisku Moschner. To właśnie on opowiedzieć miał Grabowskiemu fascynującą historię o przybyłym pod koniec wojny w rejon podziemnych prac na Gontowej niemieckim konwoju ciężarówek. Jak relacjonował Moschner, na drugi dzień po całym incydencie jego koledzy pracujący na kompleksie Gontowa poinformowali go, iż słyszeli odgłos wybuchu, do jakiego dojść miało w sztolni. Zrelacjonowana przez Moschnera historia do tego stopnia zaintrygowała komendanta Grabowskiego, że postanowił dotrzeć do ukrytego na Gontowej depozytu.
Artykuł z 6 lipca 1991 roku nie był ostatnią prasową wzmianką na temat historii poszukiwania depozytu w podziemiach Gontowej. Jak ustaliłem po długiej kwerendzie, Jacki Kalarus jeszcze kilkukrotnie powrócił do tej historii. Uczynił to w latach 1994-1995 na stronach „Gazety Noworudzkiej” i ponownie „Słowa Polskiego”. Fakty w sprawie powojennych poszukiwań Grabowskiego zagościły wówczas w kilku artykułach: „Sokolec – skansen wojennej tragedii”, „Milczące podziemia Dzikowca”, „Podziemny świat Sokolca”, „Czy znajdziemy złoto w Dzikowcu?”, „Sztolnie do wzięcia”.