Bezpośrednim źródłem informacji na temat ukrytego w podziemiach Gontowej depozytu był Bohdan Grabowski. To właśnie on opowiedział historię o Moschnerze dziennikarzowi Jackiemu Kalarusowi, który następnie opisał ją w kilku artykułach na początku lat 90. W tym czasie Bohdan Grabowski mieszkał w Bartnicy – miejscowości leżącej kilka kilometrów od Gontowej.
Warto jeszcze raz podkreślić, że o ile Grabowski był głównym świadkiem w historii o poszukiwaniach depozytu na Gontowej, jakimi kierować miał zaraz po wojnie, o tyle w sprawie ukrycia depozytu powtarzał tylko to, co usłyszał od inżyniera Moschnera.
Gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych na opisywaną w prasie przez Jackiego Kalarusa historię o tajemnicy skrywanej przez Gontową natrafili lokalni eksploratorzy, czym prędzej postanowili dotrzeć do komendanta Grabowskiego i wypytać go o szczegóły. Początkowo Grabowski nie był skory do wynurzeń, ale z czasem to się zmieniło. Jak relacjonowali mi Tomasz Witkowski i Mariusz Mirosław: „Jeździliśmy do Grabowskiego wiele razy. Zazwyczaj było nas kilka osób. […] Nasze dyskusje z Grabowskim często kończyły się późną porą. On nam coraz bardziej ufał i coraz chętniej opowiadał swoje wspomnienia. A było czego słuchać. Oj, było. Takie historie to słyszy się zazwyczaj tylko w filmach”.
Ostatecznie eksploratorom udało się namówić Bohdana Grabowskiego, aby pokazał im sztolnię, w której jego zdaniem po wojnie szukał depozytu. „Grabowski zgodził się z nami pojechać! Tylko jeden raz, ale ruszył z nami w góry” – wspominał mi latem 2007 roku Tomasz Witkowski. Eksploratorzy podeszli z Grabowskim pod wszystkie cztery wejścia do sztolni na Gontowej. Do relacji pasowała tylko jedna – sztolnia nr 3!
Grabowski relacjonował eksploratorom, że do podziemnego kompleksu wchodził jednym wejściem – najprawdopodobniej „trójką” – i po długiej wędrówce podziemiami wychodził gdzieś z drugiej strony góry. Ponoć widać było wówczas Wielką Sowę. Jak usłyszałem od eksploratorów: „Z opowieści Grabowskiego wynikało, że w środku Gontowej jest taki olbrzym, że podziemia Włodarza to przy nim „pikuś”!
Co ciekawe, podobne relacje o bardzo dużych podziemiach wewnątrz sztolni nr 3 na Gontowej opowiadali też miejscowi osadnicy, którzy zaraz po wojnie, gdy sztolnia była jeszcze drożna, mieli okazję ją zwiedzić. Wszystko to sprawiło, że ekipa eksploratorów z grupy KRET z zapałem przystąpiła w połowie lat dziewięćdziesiątych do prób pokonania zawału blokującego wejście do „trójki”. Niestety po wielu mozolnych podejściach poszukiwacze musieli z zamiaru zrezygnować. Zagadkę przyczyn ich niepowodzenia udało się wyjaśnić dopiero blisko 20 lat później…
Bartosz Rdułtowski