O zmierzchu przejmuje grozą, za dnia przypomina monumentalny sarkofag złowrogich tajemnic. To wzorowany na imperialnej architekturze starożytnej Mezopotamii Schlesier Ehrenmal zwany Totenburgiem.
Mauzoleum miało upamiętniać Ślązaków poległych podczas I wojny światowej i ofiary katastrof w kopalniach. Jednak w tę szlachetną z pozoru inicjatywę wmieszała się jeszcze garstka zabitych faszystów. Nieprzypadkowo, bo nikt w latach 1936-38 nie miał złudzeń, czyjej to „dumy, chwały i siły” pomnik budowany jest na Nowym Mieście. Przez 7 lat Totenburg był „świątynią” wałbrzyskiego SS, miejscem uroczystości i potajemnych, przesyconych mistycyzmem rytuałów.
Symbol zbrodniczej ideologii po wojnie powinien podzielić los podobnych mu nazistowskich przybytków, które burzono lub wysadzano w powietrze. Jakimś cudem przetrwał pomimo szokującej zdolności do negatywnych konotacji. W minionych dekadach budził skojarzenia z satanistami, narkomanami i bandytami. Dziś już tylko prowokuje w bezśnieżne zimy, kiedy widać go wprost z okien w samym centrum Wałbrzycha.
Nie ma już śladu po imponującej kolumnie z wiecznym płomieniem, kamienne orły nie zrywają się do lotu, a rabunek i dewastacja pozostawiły jedynie potężny czworobok. Jednak pozbawione hitlerowskiej symboliki gołe mury i arkady nadal przemawiają odpychającym złowieszczym czarem…
Tekst i zdjęcia: Hannibal Smoke
Zdjęcia archiwalne: Dolnośląska Grupa Badawcza