Powojenna propaganda nawoływała do brutalnej rozprawy ze wszystkim, co na Dolnym Śląsku burżuazyjne i niemieckie, zwłaszcza pruskie. W tych okolicznościach pałac w Tomaszowie Bolesławieckim z I poł. XIX wieku należało uznać za modelowy cel systemu. A jednak…
Nie zadziałał tu stereotyp pijanego podpalacza w radzieckim mundurze. Nie znalazła potwierdzenia zawziętość komuny ani przygnębiająca siermięga pegieeru. Żadnej demolki, rozbiórki. Niemal przez 40 lat pałac był niezwykłym wiejskim biurowcem z niesamowitą, nakrytą kopułą klatką schodową. W latach 70. zabytek doczekał się gruntownego remontu. Dekadę później miał już nowy dach i elewację. I właśnie wtedy upadła komuna, potem pegieer.
W Tomaszowie znów wszystko poszło nie tak. Odzyskana wolność zamiast szansy na epokowy skok cywilizacyjny przyniosła zastój i niepewność. Nadzieja związana z prywatyzacją majątku okazała się pełzającym plutonem egzekucyjnym. Pałac porzucony przez właściciela na pastwę wszelkiej maści szumowin stał się strzępem dawnej budowli ogołoconym z wszystkiego, co można sprzedać na złom lub wrzucić do pieca. Właśnie tam, przy całkowitej bierności państwa polskiego, kończy europejskie dziedzictwo…
Tekst i zdjęcia: Hannibal Smoke