Latem zamkowa wieża w Świnach przebija gęstą otulinę drzew jak średniowieczny drapacz chmur. W bezśnieżną zimę wyłania się ponad monumentalną krawędzią murów. Niegdyś otaczały pierścieniem aż 350 pomieszczeń. Dziś wśród romantycznych ruin i zgliszczy nie starcza na to wyobraźni…
Bo Świny to XVIII-wieczna złowroga przepowiednia, na którą wtedy nikt nie zwrócił uwagi. Pochód ruskich sołdatów w czasie wojny siedmioletniej oznaczał dewastację, rabunek i profanację zmarłych. Następstwem tego było opuszczenie zamku i wandalizm wieśniaków, dla których warownia stała się już tylko magazynem materiałów budowlanych. Wichury i pożary były jak egzekucje, bo nikt nie palił się do odbudowy.
Na Dolnym Śląsku taki scenariusz niemal jota w jotę został dziesiątki razy powielony po 1945 roku. Po niektórych rezydencjach nie ma już śladu, nie wiemy nawet, gdzie się znajdowały…
Świny przetrwały jako dowód rzeczowy, owiana legendami siedziba rodu Schweinichen, rycerzy, rozbójników, pijaków i filozofów. Wspaniała stara warownia, w której nawet bluszcz po zamkowej wieży pnie się od ponad dwóch stuleci…
Tekst i zdjęcia: Hannibal Smoke