Gdyby w Krakowie lub Warszawie jakiś bandyta urwał głowę aniołowi, na taki akt barbarzyństwa podniósłby się krzyk w całym kraju. Na Dolnym Śląsku nikogo to nie dziwi, w Jałowcu chyba nawet nie interesuje…
Rzecz niepojęta, bo czar tutejszego mauzoleum zdumiewa, a porównanie stanu obecnego z przedwojennym wywołuje wstrząs.
Niezwykły grobowiec jest dziełem smutku i tęsknoty rodziny Lahmannów, która w 1870 roku straciła na wojnie prusko-francuskiej jedynego męskiego potomka. Porucznik Hans Robert von Lahmann poległ w wieku 23 lat. Rok później, nieopodal rodzinnego pałacu, wystawiono otoczone murem mauzoleum zaprojektowane przez cenionego architekta Carla Johanna Lüdecke z rzeźbą wykonaną w berlińskiej pracowni Rudolfa Siemeringa. Do pięknej kaplicy wytyczono aleję lipową. Jednak najsilniejsze wrażenie wywierała rzeźba anioła pochylonego nad leżącym bez ducha huzarem, subtelna lekkość i magiczna poezja gestów w obliczu śmierci zaklętej w kamieniu.
W okresie powojennym obie postaci zmasakrowano. Opamiętanie przyszło po latach, kaplicę zadaszono, rozbite, bezgłowe rzeźby wróciły na dawne miejsce. Huzar bez nogi, anioł bez rąk i skrzydeł, jednak wciąż nierozłączni, w potajemnym, niewidzialnym porozumieniu. Wzruszające, melancholijne zjawisko na tle parku, który znów zamienia się w porzucony na pastwę losu dziki zakątek…
Tekst i zdjęcia: Hannibal Smoke
Zdjęcie archiwalne: www.fotopolska.eu